Żródła czyli z kapci wyskakiwanie

Pomysły pomysłami - musisz na bieżąco być zorientowany co w trawie piszczy.


Poza genialnymi pomysłami na reportaże, wywiady czy felietony musisz wypełniać codzienną, rzemieślniczą niemal rolę informatora. Musisz robić wszystko, by twoja gazeta była niczym słup ogłoszeniowy na którym czytelnik znajdzie wszystko co powinno go zainteresować. Oczywiście najważniejsze, by newsy były nie tylko składnie napisane, ale przede wszystkim świeże!

Jeśli będziesz wyłącznie klepać informacje o remontowanych drogach, powielać urzędowe doniesienia o inwestycjach czy przechwałki wójtów o tym co zrobili, chcieli zrobić, bądź zrobią jak ich ludzie znów wybiorą - zmień pracę. Na stronie twojego ulubionego wójta pewnie będzie jakieś ogłoszenia o konkursie na wolne stanowisko pracy. Tam twoje miejsce.

Masz pisać o tym, co interesuje twoich czytelników, a nie o tym, co chcieliby czytać wójtowie i burmistrzowie.

Zakładasz kapcie w redakcji? Uważaj, by ci się za dobrze w nich nie siedziało. Jeśli jesteś dziennikarzem, a nie sekretarzem/sekretarką - twoje miejsce jest w terenie. Oczywiście w granicach rozsądku - kiedyś musisz wszystko spisać. Wtedy kapcie się przydadzą. Ale nie przyzwyczajaj się do nich. Tym bardziej, że internet ze swym bogactwem treści skłania do lenistwa. Przecież tak fajnie przerobić bombkę ze strony urzędowej na informację... Nie ruszając dupy zza biurka możesz też poprosić znajomego urzędnika, by podrzucił ci fotkę. Da się? Da się, może nawet - jeśli się postarasz - nikt nie zauważy, że wystarczyło przerobić urzędniczy bełkot na język polski. Teraz możesz z satysfakcją przeliczyć w myślach ile wierszówki skapnie ci za ciężką, nikomu niepotrzebną pracę. Jeszcze pogmeraj paluszkami w ciepłych kapciach i pomyśl o emeryturze. A najlepiej już na nią się udaj. Zestarzałeś się i zramolałeś bez względu na to ile masz lat.

Sensem dziennikarstwa jest bycie z ludźmi i wśród ludzi!

Lubię rozpoczynać tydzień od spaceru. Oczywiście nie chodzi mi o poniedziałek, ale początek "tygodnikowego" tygodnia. Czyli dzień po tym jak gazetę wysyłamy do druku. Nawet jak nie masz potrzeby, nic się nie działo, nikt nie dzwonił, naczelny nie podrzucił tematu. Po prosu poszwendaj się. Choćby godzinę. Przejdź znane i mniej znane uliczki. Porozmawiaj z ludźmi. Zapytaj w kiosku jak się gazeta sprzedała i co ludzi mogło zainteresować.

Nic się nie dzieje? To przynajmniej sfotografuj widoczki - mogą się przydać. Jeśli i to masz - nie martw się. Przynajmniej będziesz zdrowszy. I kapcie ci nie przyrosną do pięt.

- Nie truj stary, spacerkami gazety nie zapełnię - rzekniesz przytomnie.

I masz rację, w końcu, by przeżyć, w tydzień musisz natrzaskać przynajmniej kilkanaście newsów. Skąd je brać?

Spróbujmy poszukać źródeł.

Internet zamiast książki telefonicznej

Lata temu, gdy naprawdę nic nie przychodziło do głowy brało się książkę telefoniczną (było coś takiego!) i przeglądało się bazę firm i instytucji z nadzieją, że coś zaświta w głowie. Nadleśnictwo? Może zapytać co tam na froncie walki z motocrossowcami, albo kornikiem. Izba gospodarcza? A może popytać jak tam kondycja lokalnych firm i nastroje wśród przedsiębiorców. Oczywiście nie wspominam o oczywistej oczywistości jaką jest telefon na policję, do prokuratury czy straży pożarnej.

Dziś książkę telefoniczną zastępuje nam cudowne narzędzie leniwych dziennikarzy - internet. Jednak przegląd stron urzędowych czy innych instytucji powinieneś traktować bardziej pod kontem poszukiwania punktu zaczepienia niż samej informacji. Jeśli coś cię zaintryguje - dzwoń, pytaj, rozmawiaj. Czasem okaże się, że pozornie proste sytuacje mają jakieś ciekawostki,

Fora internetowe/komentarze

Niestety, zwykle trzeba będzie się przedzierać przez morze hejtu i bzdur. Ale możemy natrafić na ciekawy ludzki problem Oczywiście to źródło, na którym w żadnym wypadku nie można polegać. Sprawdzaj wszystko z podwójną dokładnością. Jeśli punktem wyjścia był komentarz na stronie twojej gazety nie zapomnij o tym nadmienić - ludzie lubią być zauważani. No, chyba, że z tekstu wyjdzie, że komentator to idiota.

Sesje

Rady miejskie, powiatowe, sejmiki, a nawet zebrania sołeckie. Bezcenne. Uwaga! Nie rób sobie wyrzutów, gdy przyśniesz podczas wyjaśniania budżetowych niuansów przez skarbnika. Ale bądź czujny podczas interpelacji i wolnych wniosków. Szczególnie gdy na koniec dopuszczają do głosu wkurzonych mieszkańców. Ostatnio jednak zauważam, że w wielu gminach radni się wycwanili i najostrzejsze dysputy zostawiają sobie na komisje. Często lepiej więc chodzić na komisje.

Rozmowa z młodym współpracownikiem, który wrócił z sesji.

- I co, będziesz miał coś ciekawego?

- Eee, właściwie to nie ma o czym pisać, prawie cały czas się kłócili...

Można się załamać, prawda? Pamiętaj, że spory, awantury podczas wszelkich obrad są prawdziwą wisienką na torcie. Ludzie chcą wiedzieć za co płacą swoim politykom! Nie po to na nich głosowali, żeby cztery lata pobierali dietę jedynie za podnoszenie ręki w głosowaniu. A jeśli tak jest - to też masz temat.



Radni, posłowie, eurodeputowani

Nie traktujmy się jak wrogowie. Choć pewnie niejeden raz zaleziesz im za skórę. Przestaną się obrażać wraz z upływem kadencji, a przed samymi wyborami prawie się polubicie. Jest tylko małe "ale". W żadnym wypadku nie spoufalaj się. A jak chodziliście z burmistrzem razem do szkoły to lepiej poproś innego dziennikarza, by z nim rozmawiał. Unikniesz dwuznacznych sytuacji w stylu: przecież koledze tego nie zrobisz...

Łatwiej będzie ci też odrzucić oskarżenie, że ktoś coś ci powiedział w zaufaniu, jak koledze a nie dziennikarzowi. Zresztą, staraj się unikać sytuacji, gdy ktoś ci mówi "off the record". Gdy robi to często, możesz się pogubić co było przeznaczone dla uszu dziennikarza, a co dla kolegi przy piwie....

Policja, straż, celniczy czyli służby wszelakie

Z reguły mają swoich oficjalnych rzeczników. To zwykle dobre rozwiązanie, bo nie musisz wydzwaniać i czekać na oficjalny komunikat. Jest tżz małe "ale" - często nie doczekasz się ciekawostek, smaczków, których nie ma nikt inny. Dobrze mieć więc jeszcze jakiegoś znajomego policjanta, który od czasu do czasu podsunie jakiś trop. Nie zaniedbuj też sądowej wokandy - jeśli rozprawa nie jest utajniona - możesz wejść i przysłuchiwać się. Oczywiście pisząc pamiętaj o obowiązujących zasadach nieujawniania tożsamości tak oskarżonych jak i świadków.

Ludzie

Czasem zastanawiam się czy moja mama chodząca codziennie z psem na spacer nie przynosi więcej wiadomości niż ja. Po prostu "psiarze" to też ciekawe środowisko, które oprócz omawiania jakości tabletek na odrobaczanie czy suchej karmy dla szczeniaka przy okazji spaceru ma czas na długie rozmowy. Rozmawiaj z ludźmi! Kiedyś nie mając żadnego pomysłu snując się ulicami Mszany Dolnej spotkałem starszego człowieka naprawiającego rynnę przed dachem małej firmy. Gdy zagadnąłem - opowiedział mi ciekawe historie o firmach, przedsiębiorstwach, mniejszych lub większych biznesach, które kiedyś tu funkcjonowały. Nie miałem pojęcia o tym przemysłowym charakterze miasteczka dziś raczej rozpoznawalnego jako atrakcyjne turystycznie niż biznesowo.

Organizacje pozarządowe i charytatywne

Poszukaj ich, poznaj co robią, zapytaj o problemy. To nie tylko cudowne źródło tematów dotyczących codziennej działalności, ale i tematów na reportaże. Umawiaj się z konkretnymi osobami. Poproś o kontakt z ich podopiecznymi - chorymi, starszymi, zdolnymi, niezdolnymi, bezdomnymi mieszkańcami domów pomocy. Przekonuj ich, że jesteście sobie nawzajem potrzebni.

Szkoły, uczelnie

Nie zrażaj się tym, że chcą głównie, byś pisał o akademiach i olimpijczykach i nie potrafią zrozumieć, że to zwykle mało chwytliwe newsy są... Bądź człowiekiem, napisz czasem coś o nich, nawiąż kontakt. Tylko nie daj się sprowadzić do roli kronikarza! Ale uważaj. Nie zgadzaj się absolutnie, by pisali informacje za ciebie! Gdy wyślesz do redakcji pierwszego takiego przeklejonego newsa - w myśl ewangelicznej zasady utnij sobie rękę. Lepiej być kaleką, niż z ręką dostać się do piekielnego kotła dla gnuśnych żurnalistów.

Ogłoszenia

Fajne rzeczy można trafić. Poczynając od insertów w twojej gazecie, przez miejskie tablice po ogłoszenia parafialne. Wciąż nie mogę zabrać się za opisanie zmieniającej się sytuacji w mieście na podstawie ogłoszeń. Są lata, że znacznie więcej jest ogłoszeń o pracę, kiedy indziej górują motoryzacyjne, to znów nieruchomości. A dlaczego w minionym roku więcej ludzi sprzedawało lub kupowało krowy? Jest temat? Moim zdaniem tak. Tylko trzeba usiąść na długo w archiwum.

Listy od czytelników i redakcyjny telefon

Niekiedy to bzdury, bywa, że z pierwszymi podmuchami halnego odzywają się meteopaci mający problemy z tożsamością. Ale redakcyjny dyżur to także platforma kontaktowa szczególnie ze starszymi czytelnikami. Nie trać jej licząc na internetowy czat. Tam póki co jest jedynie margines czytelniczej populacji. Staraj się pielęgnować rubrykę listów do redakcji. Publikuj je, nawet jeśli cię krytykują. Czytelnik musi wiedzieć, że jest poważnie traktowany!


Pub...?

Wspominany w poprzednim wpisie Tony Harcup wymienia jeszcze jedno obiecujące źródło informacji. Znane od wieków, choć dziś trudno się do tego przyznawać. Pub, knajpa, mordownia, małpi gaj - jakkolwiek by ich nie nazwać. Przysiądź się! Byle nie za często.

Bywalcy pubów mogą stanowić kopalnię informacji o społeczeństwie i jeśli wdasz się z nimi w pogawędkę, mogą ci opowiedzieć o różnych sprawach zaczynając od imprez dobroczynnych, a kończąc na śmierci jakiejś znanej lokalnej postaci. Peter Lazenby uwielbia opowiadać młodym dziennikarzom, że więcej powalających historii miało swój początek w zapiskach na mokrej podkładce do piwa niż w notatkach reporterów siedzących za swoim biurkiem w redakcji.

I tej wersji będę się trzymał.