JAK INWESTOWAĆ "Z GŁOWĄ"?
Jeżeli chcesz rozpocząć przygodę z inwestowaniem
lub jesteś świeżo upieczonym inwestorem na rynku kapitałowym, ale brakuje Ci praktycznej wiedzy,
ten e-book jest dla Ciebie.
ROCKSOLIDINVESTMENTS.PL
Jeżeli chcesz rozpocząć przygodę z inwestowaniem
lub jesteś świeżo upieczonym inwestorem na rynku kapitałowym, ale brakuje Ci praktycznej wiedzy,
ten e-book jest dla Ciebie.
ROCKSOLIDINVESTMENTS.PL
W ostatnich miesiącach globalna społeczność inwestycyjna, jeżeli wierzyć danym o otwieranych rachunkach maklerskich, uległa znacznemu powiększeniu. Społeczeństwo zachęcone bardzo wysokimi stopami zwrotu jakie można było w ostatnim półroczu zarobić na globalnych rynkach akcji, szturmem ruszyło na giełdy, w myśl zasady, że "inwestować każdy może".
Ja zawsze w takich sytuacjach dodaję, że "jeden lepiej, drugi gorzej", bo w rzeczywistości gdyby inwestowanie było takie proste, po ulicach chodziliby sami milionerzy, a nie chodzą.
W tym materiale chcę przedstawić od podstaw, w prosty i zrozumiały sposób jak powinna wyglądać profesjonalna usługa inwestycyjna.
W tym i w kolejnych rozdziałach pokażę, co z perspektywy klienta-inwestora jest najbardziej istotne, a więc aspekt inwestycyjny, może trochę naiwnie zakładając, że aspekt regulacyjno-etyczny, a więc działanie w zgodzie z przepisami prawa i "własnym sumieniem" jest czymś oczywistym.
Radek Piotrowski
Pozwól, że się przedstawię. Nazywam się Radek Piotrowski.
Jestem założycielem spółki Rock Solid Investments, której misją jest promowanie nowoczesnych form inwestowania, edukacja ekonomiczna oraz doradztwo biznesowe.
Zdobywałem doświadczenie w prestiżowych instytucjach finansowych w kraju i za granicą takich jak Dom Maklerski RDM Weath Management, Union Investment TFI, Alior Bank, Citi Handlowy, Wellesley Investments & Pensions Ltd., gdzie zajmowałem się doradztwem inwestycyjnym, zarządzaniem portfelami inwestycyjnymi klientów indywidualnych
i instytucjonalnych.
Jestem absolwentem Uniwersytetu Ekonomicznego
w Katowicach, licencjonowanym doradcą inwestycyjnym
oraz maklerem papierów wartościowych.
Posiadam tytuł Chartered Financial Analyst (CFA) przyznawany przez amerykański CFA Institute. Obecnie
jestem w trakcie zdobywania licencji Chartered Alternative
Investment Analyst, renomowanego CAIA Association
w USA.
W tym rozdziale dowiesz się jakie są pierwsze kroki, które należy podjąć przed rozpoczęciem swojej przygody z inwestowaniem. Mają one na celu określić jakim jesteś inwestorem (tzw. profil inwestycyjny) oraz w konsekwencji dać wskazówki jak powinieneś inwestować (tzw. strategia inwestycyjna).
Header
Pierwszym krokiem, który powinien być nieodłącznym elementem każdego procesu inwestycyjnego jest wyznaczenie profilu inwestycyjnego. Profil inwestycyjny jest to określenie celów i ograniczeń inwestycyjnych, na podstawie udzielanych przez inwestora odpowiedzi. Rzutują one na to, jakie instrumenty finansowe i w jakich proporcjach mogą być rekomendowane klientowi.
Przykładowo inwestor o profilu konserwatywnym, który ma krótki 1-roczny horyzont inwestycyjny, a więc okres czasu, po którego upływie chciałby wycofać zainwestowane środki i nie akceptuje wysokiego ryzyka inwestycyjnego, nie powinien kupować do portfela produktów inwestycyjnych opartych o rynek akcji czy surowców.
Niestety często, nad czym ubolewam, ten krok czyli wyznaczenie profilu inwestycyjnego, który jest możliwy dopiero po poznaniu potrzeb konkretnej osoby, jest przez wielu inwestorów, ale także doradców traktowany jako zło konieczne lub tylko jako wymóg regulacyjny. Znane są mi przypadki, w których doradca pojawiał się na spotkaniu z klientem z wypełnionym formularzem określania profilu inwestycyjnego, tak aby ten profil wpisywał się w wymogi dla produktu inwestycyjnego, który doradca chce inwestorowi sprzedać. Z mojego punktu widzenia, taka sytuacja jest niedopuszczalna i w dłuższej perspektywie powoduje przykre konsekwencje dla inwestora.
Odpowiedzialność za taki stan rzeczy nie leży jedynie po stronie doradcy i chęci sprzedaży konkretnego produktu, ale także klienta-inwestora, który często nie chce lub nie ma czasu odpowiadać na pytania, które zawarte są w ankiecie do określania profilu inwestycyjnego. Często same instytucje, które opracowują dany formularz traktują to jako tzw. przykry obowiązek. W rezultacie formularz określania profilu inwestycyjnego zawiera jedynie niezbędne minimum wymagane regulacjami, często jeszcze przedstawione w niezrozumiały i nieciekawy sposób.
Header
Nie będę też rozwijać wątku, że często wzory formularzy publikowane, wydawać by się mogło, przez instytucje, które powinny mieć specjalistyczną wiedzę w tym temacie, zawierają błędy merytoryczne. Tymczasem, mając doświadczenie z procesem określania profilu inwestycyjnego na rynkach rozwiniętych, wiem, że ten proces można zaprojektować w ciekawy sposób, tak żeby nie sprawiał on wrażenia niepotrzebnej konieczności i oprócz spełniania swojej podstawowej roli, niósł też ze sobą walory edukacyjne. Klient dzięki temu rozumie po co go wypełnia, a dodatkowo jakie informacje i w jakim celu nam przekazuje dzięki odpowiedzi na poszczególne pytania zawarte w kwestionariuszu.
Zabrzmi to banalnie, ale uważam, że jeżeli coś jest stworzone w przyjazny i zrozumiały sposób, a dodatkowo mogę się dzięki temu czegoś nowego nauczyć, to wykonuję to chętniej niż jeżeli dany proces jest takich walorów pozbawiony.
Inną sprawą jest to, żebyś drogi czytelniku, potencjalny inwestorze, uświadomił sobie, że profil inwestycyjny jest jedynym sposobem na w pełni obiektywne określenie twoich oczekiwań oraz możliwości inwestycyjnych i ma cię uchronić przed podejmowaniem niewłaściwych decyzji inwestycyjnych lub doborem niewłaściwych produktów inwestycyjnych do twojego portfela. Stąd moja próba uświadomienia tobie, jak ważny jest to proces.
Zaznaczam przy tym, że niewłaściwe mogą być decyzje lub produkty zarówno zbyt ryzykowne, jak i zbyt konserwatywne.
Header
Od określania profilu przechodzę do kolejnego etapu, w więc jak przełożyć informacje, które otrzymaliśmy w procesie określania profilu inwestycyjnego na konkretną strategię inwestycyjną. Zastrzegam przy tym, że przechodząc bezpośrednio do kolejnego kroku inwestycyjnego, elementem pośrednim który pomijam jest coś tak oczywistego jak zawarcie umowy o świadczenie określonych usług inwestycyjnych.
Dodatkowo aby szerzony przeze mnie „inwestycyjny kaganek oświaty” miał większą szansę „trafienia pod strzechy”, postanowiłem w tym i kolejnych wpisach stworzyć postać fikcyjnego klienta detalicznego, statystycznego Kowalskiego, chociaż akurat w tej części będzie to statystyczna Pani Kowalska, korzystająca z fikcyjnej usługi inwestycyjnej.
Nasza bohaterka jest już po ciekawym i edukującym (bo na każdym kroku procesu inwestycyjnego stosujemy wobec niej standardy z rynków rozwiniętych, a nie te z naszej lokalnej rzeczywistości) procesie określania profilu inwestycyjnego. Pani Kowalska wpisała się w przeważającą większość rodzimych inwestorów, którzy nie akceptują zbyt dużego poziomu ryzyka inwestycyjnego i boją się nawet krótkoterminowych, niewielkich niezrealizowanych strat. Chociaż musiałem ją wyprowadzić z błędu, że przy takim nastawieniu do ryzyka powinna oczekiwać w obecnych warunkach rynkowych stopy zwrotu z inwestycji na poziomie bliższym 1% w skali roku, a nie 6%, które jej z kolei wydawały się czymś naturalnym. Jak sama powiedziała –„Jeszcze nie tak dawno, mając na myśli rok 2008, dostawałam na lokacie bankowej gwarantowane 6%, a nawet w zeszłym roku miły, człowiek z instytucji o nazwie „family coś tam” namawiał mnie na kupno bardzo bezpiecznej obligacji z oprocentowaniem 6% w skali roku…” Jednocześnie poinformowałem Panią Kowalską, że horyzont inwestycyjny czyli okres, na który powinna ulokować środki, powinien wynosić przynajmniej 2 lata.
Uzbrojony w takie informacje przystąpiłem do ułożenia strategii inwestycyjnej dla naszej bohaterki, która zapewniłaby jej osiągniecie 1-procentowej stopy zwrotu w skali roku, w 2-letnim horyzoncie inwestycyjnym (czyli w okresie 2 lat Pani Kowalska powinna zarobić 2%) tak aby ta 2-letnia droga nie była zbyt wyboista, czyli aby nie podnosić naszej bohaterce zbytnio ciśnienia, poprzez nawet chwilowe uszczuplenie zainwestowanych przez nią środków (i potencjalnych zysków).
Header
Mniej wtajemniczonym czytelnikom wyjaśniam, że strategia inwestycyjna definiuje sposób osiągnięcia wynikających z profilu inwestycyjnego celów inwestycyjnych przy uwzględnieniu ograniczeń, z których dla nas najważniejsze jest ograniczenie wynikające z horyzontu inwestycyjnego.
Strategia stanowi więc konkretyzację informacji wynikających z profilu. Konserwatywny profil inwestycyjny Pani Kowalskiej zdeterminował ułożenie strategii inwestycyjnej o dominującym udziale instrumentów uważanych za bezpieczne o dużej płynności (możliwości spieniężenia w dowolnej chwili), których udział w portfelu mógł wynosić nawet do 100% wartości powierzonych przez nią środków. Dodatkowo widziałem możliwość dodania domieszki instrumentów alternatywnych oraz o ograniczonej płynności, przy czym możliwość ich spieniężenia nie może przekraczać 2-letniego horyzontu inwestycyjnego i których udział nie powinien przekraczać 10% wartości powierzonych środków.
Wiedząc, że nasza bohaterka chce po prostu zarobić owe 1%, strategia przybrała nazwę o bardzo tajemniczym brzmieniu target return, czyli docelowa stopa zwrotu w horyzoncie inwestycyjnym. Wyjaśniając w jednym zdaniu – obiecałem naszej inwestorce, że zrobię wszystko co w mojej mocy żeby zarobiła w ustalonym horyzoncie 1% w skali roku (oczywiście niczego jej nie gwarantując, bo tego ogólnie robić nie wolno). Jednocześnie zaproponowany produkt mix (wspomniane instrumenty bezpieczne i alternatywne) miały cechować się bardzo niskim ryzykiem. Ryzyko poniesienia jakiejkolwiek straty na tej inwestycji wynosić miało praktycznie 0% (przy założeniu, że żaden z emitentów rozwiązań inwestycyjnych dobieranych do portfela naszej bohaterki, nie będzie chciał nas oszukać, przekazując nam np. nieprawdziwe informacje stanowiące podstawę do przeprowadzanej przez nas analizy atrakcyjności inwestycyjnej). Wszak jak pokazał rok 2018 nawet spora rzesza inwestorów profesjonalnych „dała się nabrać” na inwestycję w pewną spółkę windykacyjną, która miała podobno bardzo świetlane perspektywy.
Header
W tej części trafia się nam prawdziwa „perełka” i obiekt pożądania praktycznie każdego sprzedawcy usług finansowych – fikcyjny Pan Kowalski, który jako jeden z nielicznych rodzimych inwestorów detalicznych, charakteryzuje się agresywnym profilem inwestycyjnym.
Mniej wtajemniczonym wyjaśniam, że słowo „agresywny” nie ma nic wspólnego z agresją fizyczną, a Pan Kowalski to prywatnie bardzo spokojny człowiek. Agresywny profil inwestycyjny oznacza, że Pan Kowalski oczekuje stopy zwrotu z inwestycji na poziomie zdecydowanie wyższym niż Pani Kowalska (przypominam, że nasza inwestorka zadowoliła się w ostateczności stopą zwrotu w wysokości 1% w skali roku), ale jednocześnie jest świadomy, że droga do jej osiągnięcia będzie długa i wyboista. Przy czym nasz bohater jest agresywnym inwestorem „z krwi i kości”, co oznacza, że przy pierwszej kilkuprocentowej przecenie zachowuje zimną krew i nie żąda przeklasyfikowania go na inwestora konserwatywnego.
Jednocześnie dla zachowania prostoty niniejszego poradnika informuję, że Pan Kowalski i Pani Kowalska nie są w żaden sposób spokrewnieni, a zbieżność nazwisk jest zupełnie przypadkowa.
Na samym wstępie poinformowałem naszego inwestora, że przy takim profilu inwestycyjnym powinien spodziewać się w obecnych warunkach rynkowych stopy zwrotu na poziomie 6% w skali roku. Ku mojemu zdziwieniu, w przeciwieństwie do Pani Kowalskiej, przyjął to ze zrozumieniem. Moje szczęście, było jednak jego nieszczęściem. Jak sam powiedział: Teraz już wiem, że taki oczekiwany zwrot charakteryzuje się dużym ryzykiem. Szkoda, że nie znałem Pana cztery lata temu, kiedy doradca finansowy namówił mnie na kupno funduszu o nazwie „rumuńskie diamenty”, który miał niezależnie od koniunktury rynkowej zarabiać 10% rocznie. Po czterech latach zamiast 40-procentowego zysku, mam 40-procentową stratę.
Header
No cóż, pomyślałem, że tak jak w Polsce nie ma pereł, tak w Rumunii nie ma diamentów i dobrze chociaż, że Pan Kowalski wyciągnął z tej lekcji prawidłowe wnioski, bo każdy popełnia błędy i są one nierozłącznym elementem inwestowania. Dodatkowo poinformowałem naszego inwestora, że sugerowany horyzont inwestycyjny dla tego typu agresywnego podejścia powinien wynosić 8 lat. W ciągu tego okresu w skrajnych przypadkach też może przejściowo być na sporym minusie (w ekstremalnym wypadku także nawet 40-procentowym), ale jeżeli mi zaufa i nie wycofa przez 8 lat środków, to jest wielce prawdopodobne, że zarobi owe 6%, w skali roku.
Wyedukowawszy inwestora, zabrałem się do ustalania strategii inwestycyjnej, która w ciągu 8 lat miała zarobić dla niego średniorocznie 6% (czyli Pan Kowalski miał w ciągu 8 lat zarobić 48%). Zwróciłem mu uwagę, że owe pożądane 6% to zwrot średnioroczny, co oznacza, że w jednym roku może to być np. zwrot na poziomie +18%, a w kolejnym -6%, co średniorocznie da 6% [(18%-6%/2)] i że przy tak agresywnym profilu inwestycyjnym jest to coś naturalnego. Jest bowiem rzeczą praktycznie niemożliwą żeby generować stopę zwrotu przekraczającą blisko dziesięciokrotnie stopę wolną od ryzyka (umownie przyjmijmy, że to rentowność 10-letnich amerykańskich obligacji skarbowych, która obecnie wynosi około 0,7%) rok w rok przez okres 8 lat.
Agresywny profil inwestycyjny Pana Kowalskiego zdeterminował ułożenie strategii inwestycyjnej o dominującym udziale instrumentów uważanych za ryzykowne, ale podobnie jak u Pani Kowalskiej w większości cechujących się dużą płynnością (możliwością spieniężenia w dowolnej chwili), których udział w portfelu mógł wynosić do 77,5% wartości zainwestowanych przez naszego bohatera środków. Do 35% inwestycji mogły stanowić instrumenty alternatywne, a do 35% instrumenty dłużne (także z przewagą tych o dużej płynności). Ze względu na długi horyzont inwestycyjny płynność rekomendowanych instrumentów finansowych nie odgrywała aż tak istotnej roli jak w portfelu Pani Kowalskiej, ale mając na uwadze przykre doświadczenia Pana Kowalskiego z inwestycją w rumuńskie diamenty oraz będąc człowiekiem o zdroworozsądkowym podejściu do inwestowania, zdecydowałem, że udział instrumentów o ograniczonej płynności nie powinien przekraczać 25% wartości portfela (przy czym możliwość spieniężenia żadnego z nich nie powinna być dłuższa niż 8 lat).
Header
Wiedząc, że inwestorów indywidualnych co do zasady nie interesują żadne stopy odniesienia (tzw. benchmarki), strategia przybrała nazwę target return. Zaproponowany mix produktów miał cechować się dużym ryzykiem inwestycyjnym (ale też wysokim potencjałem stopy zwrotu). W okresach rocznych niezrealizowana strata (profesjonalnie zwana obsunięciem kapitału – z ang. drawdown) mogła wynosić nawet 18%, a maksymalne obsunięcie kapitału (z ang. maximum drawdown) nawet 40%. Co istotne w 8-letnim horyzoncie, ryzyko poniesienia straty miało jednak być – i tutaj, uwaga – bliskie 0% (przy podobnym założeniu jak w przypadku Pani Kowalskiej, a więc, że żaden emitent „nie zrobi mnie w konia” delikatnie rzecz ujmując).
Kluczowe w inwestowaniu, drogi czytelniku, jest bowiem trzymanie się prostej zależności: zysk – ryzyko – horyzont inwestycyjny. Przy odpowiednim doborze strategii inwestycyjnej uwzględniającej te trzy parametry, nawet 40-procentowa strata jest do odrobienia, co doskonale widać na poniższym wykresie.
Wykres 1 – Przełożenie zaproponowanej fikcyjnej strategii dla Pana Kowalskiego na długoterminową stopę zwrotu z inwestycji
Header
Zanim przejdę do kolejnego kroku inwestycyjnego jakim jest przełożenie strategii inwestycyjnej na konkretny rekomendowany portfel inwestycyjny, w tej części skupię się na wyjaśnieniu dlaczego preferuję strategie oparte o docelową stopę zwrotu (z ang. target return) względem klasycznych strategii opartych na stopie odniesienia (z ang. benchmark).
Na wstępie pragnę wyjaśnić, że w gruncie rzeczy to oba podejścia (target return i benchmarkowe) są oparte na stopie odniesienia. Jedyną różnicą jest tylko to, że w przypadku podejścia target return stopą odniesienia jest konkretna wartość liczbowa, a w przypadku podejścia benchmarkowego wybrany indeks akcji, obligacji czy inny lub mix kilku indeksów. W rezultacie, patrząc z perspektywy klienta danej usługi inwestycyjnej (bo świadczymy usługę w jego najlepszym interesie przy okazji na tym zarabiając jako podmiot świadczący), podejście target return jest bardziej zrozumiałe. Klient wie czego powinien się spodziewać po współpracy i w dosyć łatwy sposób może ocenić czy z tych deklaracji się wywiązujemy.
W podejściu benchmarkowym zły wybór stopy odniesienia nawet przy podejmowaniu trafnych decyzji inwestycyjnych w obrębie spektrum inwestycyjnego, które wyznacza nam wybrany benchmark, może skutkować niezadowalającą dla klienta stopą zwrotu nieadekwatną do jego celów i ograniczeń inwestycyjnych. Powtórzę raz jeszcze, że usługę świadczymy dla klienta (i on za nią płaci), więc stwierdzenie, że jest ona świadczona prawidłowo, bo „byliśmy lepsi od benchmarku”, a w rzeczywistości w horyzoncie inwestycyjnym benchmark stracił 20%, a my jedynie 10% nie do końca jest, moim zdaniem, świadczeniem usługi w najlepszym interesie klienta.
Lata doświadczenia w sektorze usług finansowych nauczyły mnie, że klient oczekuje stopy zwrotu w ujęciu bezwzględnym, a nie lepszej od benchmarku. Próbą odpowiedzi na te oczekiwania na rodzimym rynku były tzw. fundusze absolutnej stopy zwrotu, które cechowały się dużą popularnością wśród klientów. Niestety duża ich rzesza nie do końca spełniła ich oczekiwania.
Header
Oczywiście można rzec, że łatwo powiedzieć, a trudniej zrobić i ja się podpisuję pod tym stwierdzeniem obiema rękami. Wspominałem, że bardzo ważne obok zysku i ryzyka w moim podejściu jest pojęcie horyzontu inwestycyjnego. Kluczem do sukcesu jest uwzględnienie tego elementu w strategii target return. Przekładając target return na język polski mówimy, że jest to docelowa stopa zwrotu w horyzoncie inwestycyjnym, a więc stopa zwrotu, której klient powinien spodziewać się przy założeniu, że będzie inwestował zgodnie ze strategią przez zalecany okres (czyli horyzont inwestycyjny). Posługując się przykładem Pana Kowalskiego z zeszłego tygodnia, powinien on spodziewać się stopy zwrotu z inwestycji na poziomie 48% (6% rocznie pomnożone przez 8-letni horyzont inwestycyjny), przy czym w rocznych podokresach osiągane wyniki mogą odbiegać od średniorocznych deklarowanych 6%.
Dla mnie pomocne jest także ustalenie dopuszczalnego maksymalnego obsunięcia kapitału (z ang. maximum drawdown), a więc informacji dla inwestora jakich krótkookresowych niezrealizowanych strat może się spodziewać z takiej inwestycji. Przypominamy, że nasz zeszłotygodniowy bohater nie powinien panikować nawet przy maksymalnym obsunięciu kapitału na poziomie 40% i rocznym obsunięciu kapitału w wysokości 15%. Zaopatrzony w taki zestaw informacji klient może w łatwy sposób ocenić czy zajmujemy się powierzonymi przez niego środkami w sposób w jaki to zadeklarowaliśmy w strategii inwestycyjnej. Podejście to jest doskonale widoczne na poniższym wykresie.
Header
Wykres 2 – Strategia agresywna target return w praktyce, na przykładzie inwestycji Pana Kowalskiego
PORTFEL INWESTYCYJNY
W rozdziale drugim dowiesz się jak po określeniu profilu inwestycyjnego oraz strategii, w prawidłowy sposób przystąpić do budowy portfela inwestycyjnego.
Header
W tej części kontynuując wątek fikcyjnego Pana Kowalskiego, dla którego ułożyliśmy fikcyjną strategię inwestycyjną przekładam zaproponowaną strategię na budowę konkretnego portfela inwestycyjnego.
Nasz bohater ma już ustalony agresywny profil inwestycyjny oraz strategię dopasowaną do tego profilu. Mając taki zestaw informacji przystąpiłem do budowy portfela inwestycyjnego, na pierwszy ogień biorąc się za tzw. alokację aktywów. Pod pojęciem tym kryje się podział środków znajdujących się w portfelu inwestycyjnym na różne klasy aktywów. Ja zwykłem wyróżniać trzy podstawowe klasy aktywów – akcje, obligacje oraz inwestycje alternatywne.
Zakładając, że pojęcia akcji i obligacji są już znane naszym czytelnikom, wyjaśniam, że pod pojęciem inwestycji alternatywnych kryją się te wszystkie inwestycje, które nie są akcjami i obligacjami.
Na poziomie strategii ustaliłem z naszym inwestorem maksymalne poziomy zaangażowania we wszystkie klasy aktywów. Na etapie ustalania alokacji aktywów, określam konkretne wartości liczbowe dla poszczególnych z nich (zasadniczo powinny one sumować się do 100%). Przy czym drogi czytelniku, żeby nie wydawało ci się, że to wszystko jest takie łatwe, alokację aktywów dzielimy na strategiczną alokację aktywów oraz taktyczną alokację aktywów.
Strategiczna alokacja aktywów to podział portfela pomiędzy wspomniane klasy aktywów na początku współpracy z klientem, co do zasady nie ulegający zmianie w ustalonym horyzoncie inwestycyjnym strategii. W przypadku naszego inwestora będzie to więc podział ustalony na okres 8 lat.
Z kolei taktyczna alokacja aktywów to modyfikacja alokacji strategicznej (zwiększanie udziału w jednej klasie, kosztem innej) w odpowiedzi na zmieniające się warunki rynkowe. Alokacja taktyczna, w przeciwieństwie do strategicznej, może ulegać częstym zmianom w ustalonym horyzoncie inwestycyjnym.
Kluczowe jest natomiast zrozumienie, że alokacja taktyczna stanowi jedynie modyfikację ustalonej alokacji strategicznej, a nie „odwracanie jej do góry nogami”. Dla Pana Kowalskiego ustaliłem fikcyjną alokację strategiczną, którą obrazuje poniższy wykres.
Header
Wykres 3 - Fikcyjna strategiczna alokacja aktywów dla Pana Kowalskiego
Źródło: opracowanie własne
Rozwijając myśl z poprzedniego akapitu – w strategii agresywnej, w profesjonalnym podejściu do inwestycji, trudno byłoby sobie wyobrazić sytuację, żeby nagle w portfelu nie było w ogóle komponentu akcyjnego. Przez alokację taktyczną rozumiemy kilku czy najwyżej kilkunastoprocentowe modyfikacje alokacji strategicznej.
Jednocześnie w moim podejściu pamiętam o tym, żeby zaproponowana alokacja, zarówno strategiczna, jak i taktyczna, wpisywały się w określone w strategii dla Pana Kowalskiego ryzyko inwestycyjne, mierzone obsunięciem kapitału (z ang. drawdown) – maksymalne nie większe niż 40%, a roczne nie przekraczające 15%.
Tak ułożony statyczny portfel (alokacja strategiczna) powinien w ustalonym horyzoncie zapewnić realizację celów inwestycyjnych naszego inwestora.
Nie będąc jednak minimalistą, stwierdziłem, że przy założonych parametrach ryzyka spróbuję „ugrać” dla Pana Kowalskiego coś więcej w zakresie stopy zwrotu. Strategiczną alokację aktywów wzbogaciłem o możliwość jej taktycznego modyfikowania w odpowiedzi na zmieniające się warunki rynkowe. Zaznaczam przy tym, że w zastosowaniu takiego podejścia nie próbuję ponownie „wynajdywać koła” – taki sposób tworzenia i modyfikacji portfela jest powszechnie stosowaną praktyką w świecie inwestycji.
Zanim przejdę do wyjaśnienia meandrów taktycznej alokacji aktywów, pragnę jeszcze raz podkreślić aby prezentowaną przez nas informację, traktować jako porcję wiedzy teoretycznej, a nie wskazówkę w jaki sposób obecnie inwestować. Jako przedstawiciel podmiotu nie posiadającego odpowiednich zezwoleń, moją rolą obecnie jest jedynie edukacja ekonomiczna społeczeństwa, a nie podejmowanie konkretnych decyzji inwestycyjnych dla klientów. Na to jeszcze muszę chwilę poczekać.
Header
Po wnikliwej analizie, uznałem, że moją „strefą komfortu”, która zwiększy szansę na zarobek dla Pana Kowalskiego wyższy niż 8% w skali roku, a jednocześnie nie spowoduje przekroczenia maksymalnego dopuszczalnego poziomu ryzyka portfela, będzie poruszanie się w przedziałach pokazanych na poniższym wykresie.
Wykres 4 – Maksymalne i minimalne poziomy zaangażowania w poszczególne klasy aktywów w portfelu Pana Kowalskiego
Źródło: opracowanie własne
Mając ustalone „limity” zaangażowania, skonfrontowałem strategiczną alokację z moim postrzeganiem perspektyw rynkowych dla poszczególnych klas aktywów na okres najbliższych 3 miesięcy (czyli taktycznych modyfikacji dokonuję co do zasady raz na kwartał). Nasze view rynkowe było umiarkowanie pozytywne dla obligacji oraz inwestycji alternatywnych oraz bardzo negatywne dla akcji. Takie postrzeganie rzeczywistości w połączeniu z dopuszczalnymi poziomami zaangażowania z wykresu 2, zaowocowało taktycznym ułożeniem portfela inwestycyjnego Pana Kowalskiego widocznym na poniższym wykresie.
Header
Wykres 5 – Taktyczny portfel inwestycyjny Pana Kowalskiego
Źródło: opracowanie własne
Moje view rynkowe przełożyło się na zmniejszenie zaangażowania w akcje (ze strategicznego poziomu 62,5% do taktycznego 47,5%) i proporcjonalne zwiększenie alokacji w obligacje (ze strategicznych 20% do taktycznych 27,5%) oraz inwestycje alternatywne (ze strategicznej alokacji na poziomie 17,5% do alokacji taktycznej 25%).
Wyjaśniam przy tym, że przy budowie portfela odpowiednia alokacja aktywów jest kluczową determinantą przyszłej stopy zwrotu, dużo istotniejszą niż wybór poszczególnych instrumentów. W uproszczeniu – to, że zarabiamy np. na inwestycji w obligacje wynika głównie z tego, że zainwestowaliśmy środki w tę klasę aktywów jako taką, a nie wybraliśmy konkretne instrumenty finansowe z rynku obligacji. Wybór instrumentów jest w tym wypadku procesem uzupełniającym.
O tym jednak napiszę w kolejnej części.
Header
W tej części, zgodnie z zapowiedzią, zajmę się elementem uzupełniającym w procesie budowy portfela inwestycyjnego, jakim jest selekcja instrumentów. Pod tym pojęciem kryje się proces doboru do portfela konkretnych instrumentów finansowych, które reprezentują klasy aktywów znajdujące się w portfelu i ustalonych w procesie alokacji.
Mój wywód będzie miał jednak głównie charakter teoretyczny i podejdziemy do niego trochę dookoła. W filozofii inwestycyjnej jaka mi przyświeca, staram się skupiać głównie na elemencie alokacji i w jak największym stopniu ograniczać czynnik selekcji, zwłaszcza na rynku akcji. Dzieje się tak z dwóch powodów. Po pierwsze, jak pokazują liczne analizy i badania, to alokacja aktywów jest główną determinantą stóp zwrotu z portfela. Po drugie, osobiście uważam, że szczególnie na wspomnianym rynku akcji, ryzyko błędnej selekcji przewyższa potencjalny zysk, zwłaszcza jeżeli weźmiemy pod uwagę pierwszy z przytoczonych argumentów.
Potwierdzeniem tej tezy jest poniższy wykres.
Header
Wykres 6 - Zachowanie pasywnego funduszu technologii i innowacji na tle aktywnie zarządzanych produktów oraz funduszu o najlepszej stopie zwrotu zarządzanego aktywnie z sektora użyteczności publicznej w USA (z ang. utilities)
Źródło: ishares.com, analizy.pl, mutualfunds.com
Wyjaśniając zawiłości powyższego wykresu, w przytaczanej grupie funduszy z obszaru nowych technologii i innowacji zarządzanych aktywnie, główną determinantą stopy zwrotu była po prostu obecność w sektorze nowych technologii, który zachowywał się bardzo dobrze w analizowanym okresie (czego potwierdzeniem jest zachowanie pasywnego ETFa z tego obszaru, w którym aktywnego procesu selekcji instrumentów nie ma, a stopa zwrotu jest odzwierciedleniem zachowania się indeksu technologii i innowacji). Selekcja instrumentów z tego sektora skutkowała niższą niż w przypadku pasywnego ETFa stopą zwrotu. Głównym winowajcą były dużo wyższe koszty związane z tymi produktami. Można powiedzieć, że gdyby koszty, mierzone wskaźnikiem kosztów całkowitych (z ang. Total Expense Ratio – TER), były na równi z pasywnym ETFem, to wybór rozwiązania aktywnego miałby pewien sens, ale dodatkowy zwrot z tego tytułu wyniósłby jedynie 1,8 pkt % w skali roku (10,7% + 4,6% – 0,5% = 14,8%).
Gdyby spektrum funduszy był z kolei np. sektor US utilities to wynik, niezależnie od tego jak skuteczny byłby proces selekcji instrumentów z tego sektora, byłby dużo gorszy. Po prostu sektor użyteczności publicznej zachowywał się w tym okresie dużo gorzej. Alokacja, a więc w tym przypadku wybór jednego sektora, a nie innego jako kierunku inwestycji była więc kluczowa, bo nawet najlepszy aktywnie zarządzany fundusz US utilities, zachował się dużo gorzej niż pasywny ETF z sektora technologii i innowacji, nawet przy rozsądnym poziomie kosztów.
Ale wracając do sedna sprawy, a więc procesu selekcji. Etap ten jest praktycznie pomijalny jeżeli koncentrujemy się na wyborze pasywnych rozwiązań (najpopularniejsze to fundusze ETF) do portfela, chociaż i tu warto zwrócić uwagę na pewne elementy składowe takiego rozwiązania. Niestety, szczególnie inwestując na rynku polskim, bazowanie jedynie na instrumentach pasywnych nie jest możliwe z bardzo prostej przyczyny – praktycznie nie ma takich instrumentów.
Header
Dlatego nasz fikcyjny bohater, Pan Kowalski został przeze mnie uszczęśliwiony mieszanką pasywnych rozwiązań zagranicznych w obrębie akcji i obligacji. Całość uzupełniłem aktywnie zarządzanymi funduszami alternatywnymi (także zagranicznymi), alternatywnymi ETFami i kontraktami terminowymi futures, które sprawdzają się szczególnie w przypadku inwestycji w towary, stanowiących składową klasy inwestycji alternatywnych.
Całość prezentuję w tabeli poniżej.
Tabela 1 - Fikcyjny portfel inwestycyjny dla Pana Kowalskiego uwzględniający ustaloną taktyczną alokacje aktywów oraz wyselekcjonowane instrumenty
Header
Źródło: opracowanie własne
Podobnie jak w przypadku poprzedniego rozdziału, proszę czytelników, aby powyższą tabelę traktować jedynie w kategoriach edukacyjnych, a nie jako wskazówkę jak obecnie inwestować. Uczulam inwestorów na to żeby w procesie selekcji przede wszystkim:
• W pierwszej kolejności zwracali uwagę na jakość emitenta instrumentu finansowego oraz jego płynność, czyli możliwość sprzedaży w dowolnym momencie za rozsądną cenę.
• W ramach danej klasy lub subklasy aktywów dokonywali dywersyfikacji na poziomie poszczególnych instrumentów, nawet jeżeli są to instrumenty same w sobie zdywersyfikowane, takie jak ETFy czy fundusze inwestycyjne otwarte (FIO).
• W procesie selekcji instrumentów finansowych unikali wyboru pojedynczych akcji czy obligacji, szczególnie korporacyjnych; proces analizy tych instrumentów jest dużo bardziej złożony niż ETFów czy FIO, a one same charakteryzują się dużo wyższym poziomem ryzyka inwestycyjnego.
Header
Ta część e-booka kończy edukacyjny cykl obrazujący jak powinmo wyglądać profesjonalne podejście do inwestycji Pana Kowalskiego. Przyjrzę się procesowi tzw. rebalancingu portfela Kowalskiego. W języku polskim słowo to oznacza „wyrównywanie”. W terminologii związanej z budową portfela lepszym polskim odpowiednikiem będzie jednak słowo „dopasowanie”.
Nie przez przypadek zacytowałem w tytule cytat starożytnego greckiego filozofa Heraklita – Panta Rhei, czyli dosłownie tłumacząc „wszystko płynie”, a więc jest niestałe, zmienne. Zwrot ten doskonale oddaje istotę procesu rebalancingu portfela, a więc jego dopasowania do zmieniających się warunków rynkowych. W procesie inwestycyjnym, świadcząc fikcyjną usługę inwestycyjną dla Pana Kowalskiego, stosuję taktyczną alokację aktywów, dla której założyłem 3-miesięczny horyzont inwestycyjny. Zakładam, że ten okres właśnie upłynął.
Przeprowadzona analiza sytuacji rynkowej skłoniła mnie do rewizji view rynkowego sprzed 3 miesięcy. Otoczenie rynkowe jakie zastałem pozwoliło mi przychylniejszym okiem spojrzeć na rynek akcji kosztem rynku obligacji. Bez zmian pozytywnie postrzegam perspektywy dla inwestycji alternatywnych. Ta rewizja znalazła odzwierciedlenie w następującej taktycznej alokacji aktywów na kolejne 3 miesiące w fikcyjnym portfelu Pana Kowalskiego.
Header
Wykres 7 - Zmiany w taktycznej alokacji aktywów dla Pana Kowalskiego
Źródło: opracowanie własne
Czytelnicy tego e-booka doskonale wiedzą, że alokacja aktywów to podstawa procesu inwestycyjnego, ale jej uzupełnieniem jest dobór konkretnych instrumentów finansowych do portfela, a więc proces selekcji. Aby proces rebalancingu, czyli okresowego dostosowania portfela do zmieniających się warunków rynkowych, był kompletny, należy też dokonać niezbędnych zmian w wybranych instrumentach finansowych, tak aby wpisywały się one w nową taktyczną alokację aktywów. Dla Pana Kowalskiego proces ten przedstawiamy w poniższej tabeli.
Header
Tabela 2 - Zmiany w fikcyjnym taktycznym portfelu Pana Kowalskiego
Źródło: opracowanie własne
Standardowo apeluję do czytelników, aby powyższą tabelę traktować jedynie w kategoriach edukacyjnych, a nie jako wskazówkę jak obecnie inwestować. Dokonanymi zmianami w obrębie alokacji aktywów i selekcji instrumentów zamknąłem proces okresowego rebalancingu portfela Pana Kowalskiego. Oczywiście jest to proces ciągły, którego dokonuje się w ustalonych taktycznych podokresach w horyzoncie inwestycyjnym dla danej strategii inwestycyjnej (dla Pana Kowalskiego zatem w horyzoncie 8-letnim). Standardowo jest to w przypadku naszego inwestora podokres 3-miesięczny, ale pamiętajmy o tym, że:
• Jeżeli nasze view rynkowe nie ulega zmianie (nie jest to konieczność żeby co 3 miesiące coś zmieniać) to portfel może pozostać niezmieniony przez dłuższy okres czasu.
• Jeżeli otoczenie rynkowe uzasadnia dokonanie zmian w portfelu i przeprowadzenie rebalancingu w okresie krótszym niż 3-miesięczny to też jest to możliwe, a wręcz pożądane żeby nie czekać ze zmianami sztywne 3 miesiące.
• Możemy ten okres kształtować dosyć dowolnie (nie muszą to być 3 miesiące), a jego długość zależy od tego jak aktywnie chcemy inwestować.
BRUCE LEE